Ortobionomia wg A.L. Paulusa

Ortobionomia wg A.L. Paulusa

Metodą ortobionomii określamy stosunkowo młodą, bo liczącą sobie zaledwie ok. 30 lat, wysoce oryginalną w swej koncepcji holistyczną formę terapii manualnej, posiadającą obok własnej filozofii również szereg charakterystycznych tylko dla siebie technik. Wprawdzie jej zasadniczym celem była pierwotnie ogólna relaksacja i odprężenie organizmu (zarówno fizyczne jak i psychiczne), biorąc jednak pod uwagę jej specyficzne oddziaływanie na narząd ruchu (w tym szczególnie na kręgosłup), możemy uznać ją za jedną z „najmiększych” form nowoczesnej terapii manualnej stosowanej w przypadkach czynnościowych zaburzeń kręgosłupa. Jak zawsze, bowiem tak i tu przestrzegamy oczywiście obowiązującej także i w innych metodach terapii manualnej zasady, że wskazaniem do wykonywania jakiejkolwiek ich formy są wyłącznie zaburzenia czynnościowe, a zatem o charakterze odwracalnym. Podobnie jak w przypadkach innych technik „miękkich”, także i ortobionomia jest z całą pewnością mniej efektowna i „błyskotliwa” od klasycznej chiropraktyki, nie oznacza to jednak bynajmniej, że jest ona mniej efektywna (przynajmniej w znakomitej większości przypadków). Wywodzi się ona w prostej linii z osteopatii i w tym sensie może być uważana za metodę holistyczną. Słowo „ortobionomia” wywodzi się z połączenia greckiego „ortho”, co oznacza „prosty, właściwy, prawidłowy”, oraz angielskiego „bionomy”, co może być przetłumaczone jako „zgodny z prawami życia”.

Rehabilitacja i terapia manualna w Krakowie
Ortobionomia wg A.L. Paulusa

Jej twórcą jest dr Arthur Lincoln Paulus, człowiek o wszechstronnych zainteresowaniach, podczas którego zdążył być aktorem, żołnierzem zawodowym, fotografem itd., zanim zajął się zawodowo nauczaniem wschodnich sztuk walki. Podczas pracy ze swoimi uczniami spotykał się często z drobnymi urazami, zwichnięciami i innymi kontuzjami. Jak wielu trenerów zainteresował się wówczas technikami terapeutycznymi mogącymi doraźnie pomóc poszkodowanym. Tak właśnie – po różnego rodzaju kursach pierwszej pomocy itp. – natrafił na osteopatię, która wzbudziła jego wielkie zainteresowanie nie tylko z uwagi na jej możliwości doraźne, ale przede wszystkim ze względu na interesujące go holistyczne podejście do zdrowia jako takiego. Zdecydował się na olbrzymi (bardzo zresztą kosztowny) wysiłek i podjął kilkuletnie studia u znakomitych nauczycieli jedynej podówczas europejskiej uczelni tego typu – londyńskiej British School of Osteopathy. Podczas studiów, a także po ich ukończeniu, interesował się szczególnie tzw. „technikami miękki mi”, szczególnie zaś stworzoną przez amerykańskiego osteopatę i chiropraktyka dr Lawrence H. Jonesa metodą „napięcie – przeciwnapięcie”, prowadzącą do samoistnego uwalniania zablokowań stawów, a szczególnie stawów kręgosłupa, przez odpowiednie ułożenie ciała pacjenta.

Pierwsze założenia tej metody Jones opracował na podstawie obserwacji wyjątkowo trudnego przypadku pacjenta z ciężką dysfunkcją L2/L3. Wszystkie znane mu techniki nie dawały rezultatu z racji olbrzymiego i niedającego się pokonać napięcia mięśniowego, sam zaś pacjent z tego właśnie m.in. powodu cierpiał bez przerwy nieznośne bóle. Ponieważ leczenie operacyjne w tym przypadku z różnych względów nie wchodziło w rachubę, doszedł do wniosku, że gdyby udało mu się znaleźć możliwie mało bolesną pozycję na wypoczynek, zwłaszcza nocny, sytuacja stałaby się dla pacjenta znośniejsza. Ku satysfakcji obydwóch „wysokich zainteresowanych stron” plan ten powiódł się w pełni, jednak ku zaskoczeniu Jonesa pozycja ta była dość skomplikowana, a polegała głównie na znacznym skrzywieniu bocznym kręgosłupa połączonym z rotacją miednicy. Była, zatem wyjątkowo „powykręcana” i trudna do utrzymania bez pomocy licznych podkładek, klinów i poduszek. Kiedy jednak pacjent po kilkudziesięciu minutach leżenia w takiej pozycji stopniowo wrócił do pozycji wyprostowanej, bóle nie pojawiły się ponownie, jako że blokada skorygowała się w pewnym sensie „sama”. Co ważniejsze, zastosowanie podobnego postępowania u innych pacjentów ze zbliżonymi dysfunkcjami przyniosło rezultaty równie korzystne, a przede wszystkim powtarzalne, a zatem poddające się analizie naukowej. Okazało się, że dysfunkcje powstają przecież zawsze w pozycjach w jakimś stopniu ekstremalnych (w takiej zaś pozycji pacjent zazwyczaj nie odczuwa bólu!), różniących się zasadniczo od tych, w których przeprowadzane są zazwyczaj badania i zabiegi lecznicze. Symptomatyka bólowa i związane z nią napięcia mięśniowe pojawiają się, bowiem dopiero przy próbach wyprostowywania ciała. Natomiast przyjęcie pozycji urazotwórczej, utrzymanie jej (z początku korzystano właśnie ze wspomnianych klinów, poduszek itp.) prowadziło po pewnym czasie do samoistnego rozluźnienia mięśni i w efekcie do autokorekcji. Mówiąc innymi słowy: najskuteczniejszą dla terapii pozycją wyjściową była ta, w której doszło do powstania zaburzenia. Terapia polegała zaś na pójściu „w przeciwnym kierunku” – tzn. na powrocie do pozycji tworzącej uraz i wytworzeniu odruchów prowadzących do powstawania nowych mechanizmów równowagi nerwowo – mięśniowej.

Czy warto ją stosować?

Że metoda ta jest rzeczywiście godna polecenia może świadczyć fakt, że sam Prof. Karel Lewit omówienie jej wprowadził do swojego, wydanego ostatnio w Polsce, podręcznika. Podczas kilkuletniej pracy dr Jones rozpoznał i opracował szereg typowych pozycji, charakterystycznych dla równie typowych, określonych rodzajów dysfunkcji. Okazało się przy tym, że właściwe dobranie pozycji klienta dla określonego wzorca zaburzenia znacznie ułatwia odnalezienie tzw. punktów wskaźnikowych (niekiedy znacznie oddalonych od lokalizacji dolegliwości, a nawet leżących po przeciwnej stronie ciała), powiązanych mechanizmami odruchowymi z miejscem, w którym znajduje się dysfunkcja. Wyczuwane palpacyjnie zmiany napięcia, czy też reakcje bólowe w samym punkcie pozwalają potwierdzić istnienie zaburzenia są, zatem cenną wskazówką diagnostyczną. Zdaniem Jonesa, ich rola w procesie terapeutycznym jest o wiele istotniejsza od niejednokrotnie niejasnych wyjaśnień pacjenta, który przeważnie wie gdzie i od kiedy go boli, nie jest natomiast w stanie przypomnieć sobie pozycji, która ten ból wywołała. Kontrola napięcia w punktach wskaźnikowych ma wówczas decydujący wpływ na znalezienie właściwego dla konkretnej dysfunkcji ułożenia ciała, z kolei ucisk na te punkty ma istotne znaczenie terapeutyczne. Metoda Jonesa opiera się na następujących mechanizmach fizjologicznych:, jeśli mięsień przez dłuższy czas pozostaje w stanie skróconym, co ma miejsce np. w utrzymywanej przez dłuższy czas pozycji wymuszonej, ale także i np. w niektórych wadach postawy, wówczas jednostki ruchowe wchodzące w jego skład są w oczywisty sposób również skrócone, „odpalając” jednocześnie większą ilość impulsów z moto-neuronów ? (gamma). Efektem jest utrzymanie napięcia mięśnia, połączone jednak z wzmożoną wrażliwością wrzecionek nerwowo-mięśniowych.

Jeśli w tej sytuacji mięsień zostanie rozciągnięty w sposób nagły (np. podczas szybkiej zmiany pozycji), wówczas motoneurony ? zostają nadmiernie podrażnione, co powoduje wzmocnienie skurczu. Ośrodkowy układ nerwowy nie może wówczas należycie interpretować otrzymywanych sygnałów czuciowych i reaguje masywną stymulacją motoneuronów ?. W ten sposób skurcz zostaje wzmocniony i niejako „utrwalony”. Terapeutyczne zbliżenie do siebie przyczepów takiego mięśnia, czyli jego ponowne skrócenie, prowadzi do skrócenia wrzecionek nerwowo-mięśniowych i normalizacji serii impulsów. W takiej sytuacji ośrodkowy układ nerwowy może już należycie ocenić otrzymywane sygnały i niejako „uspokoić” motoneurony ?. Proces ten trwa ok. 90 sekund, stąd też w przybliżeniu tyle trwa dziś dla każdej pozycji terapeutycznej zabieg wykonywany metodą „napięcie – przeciwnapięcie”. Biorąc za punkt wyjścia prace Jonesa, Arthur Lincoln Paulus opracował własny wielofazowy system terapeutyczny, w którym 4 fazy „niższe oddziałują na układ ruchu, natomiast 3 „wyższe” wprowadzają wykorzystanie ruchów mimowolnych pacjenta, aktywne działania z jego strony, a także – może nawet przede wszystkim – pracę z aurą i energiami własnymi organizmu. W skład tego systemu wchodzą również specyficzne techniki pracy czaszkowej, polegające jednak głównie na działaniach energetycznych, różniące się, zatem znacznie od stworzonej przez Williama Sutherlanda osteopatii czaszkowo – krzyżowej. Zdaniem samego Paulusa znakomitym uzupełnieniem tej metody jest również, czy też nawet przede wszystkim, refleksologia wg Fitzgeralda, czyli masaż stref odruchowych stóp. Z punktu widzenia terapii manualnej najistotniejsza jest tzw. faza 4. Zajmuje się ona głównie zaburzeniami o charakterze mięśniopochodnym (stanowiącymi w praktyce, jak wiemy, zdecydowaną większość przypadków), a polega na aktywnych działaniach terapeuty (jest to tzw. pozycjonowanie), przy jednoczesnym całkowitym rozluźnieniu i bierności pacjenta. W porównaniu do „czystej” metody Jonesa, Paulus wprowadził kilka zmian, w postaci znacznego ograniczenia ilości technik, nieco silniejszego ucisku na punkty wskaźnikowe, – przez co czas utrzymywania pozycji zmniejszył się z wymaganych pierwotnie 90 do zazwyczaj 40 sekund, oraz nowości, jaką stanowi dociśnięcie do siebie, czyli kompresja obydwóch części stawu poddawanego terapii. Także i tu wykorzystuje się wspomniane wcześniej punkty wskaźnikowe, których wyczuwalne dotykiem rozluźnienie podczas zabiegu związane jest z relaksacją mięśni wokół określonej struktury stawowej (np. w przypadku kręgosłupa najbardziej nas interesującego w tym momencie stawu międzywyrostkowego).Ortobionomia z założenia nie jest właściwie w gruncie rzeczy nawet formą terapii. Pierwotnie powstała głównie jako technika przede wszystkim relaksacyjna i stymulująca procesy autokorekcyjne i samolecznicze. Dopiero wraz ze zwiększającą się liczbą doświadczeń okazało się, że jest to również doskonała technika korekcyjna.

Kiedy stosować?

  1. Zabieg nigdy nie może być dla pacjenta bolesny, czy też chociażby tylko nieprzyjemny;
  2. Zabieg nigdy nie może być forsowany „na siłę”, tzn. przeciw oporowi pacjenta, który musi być w tym czasie całkowicie bierny i rozluźniony);
  3. Zabieg musi być – i to jest właśnie najważniejsze – prowadzony zgodnie z tzw. „wzorcem zaburzenia” (tzn. w tym samym kierunku, jakby go pogłębiając), a nie działać przeciwko niemu. Właśnie ta zasada określa zasadniczą różnicę pomiędzy ortobionomią a innymi technikami terapii manualnej.

Co jednak w praktyce znaczy: „zgodnie z kierunkiem zaburzenia”? Przyjrzyjmy się przykładowej sytuacji: staw jednoosiowy został ograniczony ruchowo, (czyli mówiąc innymi słowy, zablokowany) poprzez skurcz mięśni po jednej stronie. Tradycyjny sposób postępowania skłaniałby do ostrożnego rozciągania skurczonego mięśnia po uprzednim rozluźnieniu go za pomocą jednej z technik przygotowawczych – na przykład masażu czy też termoterapii. W przypadku ortobionomii działamy dokładnie odwrotnie: doprowadzamy do skrócenia tego mięśnia poprzez zbliżenie do siebie jego przyczepów, w wyniku, czego ulega on relaksacji, jednocześnie dociskając do siebie obydwie kostne części stawu. Po utrzymaniu tej pozycji przez kilkadziesiąt sekund przeważnie możemy już doprowadzić staw ten do położenia fizjologicznie neutralnego. Jeśli wymienione wcześniej zasady będą bezwzględnie respektowane, możemy być pewni, że podczas zabiegu wykonywać będziemy wyłącznie czynności absolutnie bezpieczne i pozbawione jakiegokolwiek ryzyka. Z tego też względu szereg przeciwwskazań obowiązujących dla innych form terapii manualnej, jak np zaawansowana osteoporoza, tutaj nie musi być respektowanych.

Leżące u podstaw ortobionomii rozważania teoretyczne, kontynuujące pierwotną koncepcję Jonesa, opierają się na obserwacji, że różnego rodzaju odchylenia od stanu prawidłowego, a mianowicie zaburzenia statyki, niezgodny z fizjologią sposób poruszania się, czy też nawet niektóre wady postawy, stanowią w gruncie rzeczy przejaw dostosowywania się organizmu do zmienionej, nietypowej sytuacji. To samo dotyczy także np tzw. postawy ochronnej, tworzącej się np w przypadku rwy kulszowej. Klasyczne podejście fizjoterapii i będącej jej częścią terapii manualnej zakłada doprowadzenie pacjenta możliwie szybko do „stanu wzorcowego”, czyli postawy możliwie optymalnej, (czyli w gruncie rzeczy zgodnej z tzw. „wyglądem podręcznikowym”), posługując się w tym celu całym dostępnym arsenałem środków i metod leczniczych. Celowość takich działań jest jednak często dość problematyczna. Znakomity anatom niemiecki, prof. Leutert, określił to kiedyś następującymi słowami: „w każdym atlasie anatomicznym znajdziemy obraz idealnego kręgosłupa. W mojej wieloletniej praktyce lekarskiej nigdy jednak takiego nie widziałem”. Ortobionomia stara się odejść od takiej koncepcji na rzecz optymalizacji komfortu życiowego poprzez celowe dostosowywanie się do istniejącej sytuacji i uruchamianie mechanizmów możliwej jeszcze autokorekcji. Zarówno pojedyncze czynności jak i łańcuchy czynnościowe dysponują, bowiem w naszym organizmie całym szeregiem zarówno układów kontrolnych jak i rezerw o charakterze kompensacyjnym. Objaw kliniczny może w tej sytuacji być wyrazem zarówno uszkodzenia lub całkowitego przeciążenia mechanizmów wyrównawczych – na przykład w efekcie urazu – jak i oznaką niewystarczającej sprawności sterowania homeostazą przez systemy autoregulacyjne. Mają one, bowiem, co zrozumiałe, jedynie wówczas jakiś sens, gdy organizm „sam wie” jak osiągnąć i utrzymać optymalną równowagę. Jeśli mechanizm ten jest uszkodzony, niechybnie pojawiają się pierwsze objawy przedkliniczne, a z czasem kliniczne. Objaw taki może być jednak także wyrazem najlepszej aktualnie kompensacji, znakiem tzw. równowagi wtórnej lub pozostałością koniecznego uprzednio wyrównania rzeczywiście istniejącego zaburzenia. Przykładem tego ostatniego może być np. utykanie po kontuzji stawu skokowego, mające na celu odciążenie chorej kończyny i przeniesienie ciężaru ciała na drugą. Po wyleczeniu urazu zachowanie tego stereotypu ruchowego przestaje spełniać swą rolę, stając się po prostu kolejnym naruszeniem równowagi ruchowej. Z kolei tak ostatnio rozpowszechniona skolioza idiopatyczna jest, z czego mało, kto poza gronem terapeutów manualnych zdaje sobie jeszcze sprawę, w większości przypadków objawem kompensacji osiowej zaburzeń statyki zlokalizowanych w stawach krzyżowo – biodrowych, przeważnie pod postacią mogącego być zresztą także wynikiem przykurczów określonych grup mięśni tzw. skręcenia miednicy, i związanej z nim pozornej nierówności kończyn dolnych, czy też zaburzeń w sterującym muskulaturą posturalną układzie tzw. stawów głowy. W tym ostatnim przypadku mówimy o skoliozie „zbudowanej od góry”, w przeciwieństwie do skoliozy zbudowanej „od dołu”, tzn. w wyniku wspomnianych zaburzeń statyki miednicy. Nawiasem mówiąc, te dwa kluczowe miejsca zawsze kompensują się wzajemnie, czyli w przypadku skoliozy zbudowanej „od dołu” po pewnym czasie dochodzi do wymagającej również korekcji dysfunkcji stawów głowy, natomiast w przypadku skoliozy zbudowanej „od góry”, do procesu kompensacyjnego nieuchronnie włączą się stawy krzyżowo-biodrowe.

Do chwili usunięcia pierwotnych zaburzeń statyki nie ma mowy o wpłynięciu na wadę postawy drogą „normalnej”, zwłaszcza symetrycznej gimnastyki korekcyjnej.

Stosując ortobionomię, stykamy się najczęściej z trzema podstawowymi problemami:

  1. Terapeuta w wielu przypadkach nie może być pewny, czy aktualnie zastana sytuacja nie jest w gruncie rzeczy najlepszym rozwiązaniem problemu;
  2. W błąd wprowadzać może również tworzenie się wokół nie skorygowanego zaburzenia mechanizmów tzw. równowagi wtórnej;
  3. Organizm przystosowuje się trwale do istniejącego zaburzenia i traktuje je jako normę fizjologiczną. Stan taki jest utrwalony i kontrolowany przez cały system mechanizmów odruchowych, zaś próba nagłej zmiany tej sytuacji wiąże się przeważnie ze znacznym pogorszeniem się komfortu życiowego pacjenta. Szkody wynikłe ze zbyt aktywnego działania terapeutycznego mogą być, zatem summa, summarum większe od potencjalnie możliwych do osiągnięcia korzyści. A zatem, zgodnie z ideologią ortobionomii nie należy interweniować w sytuacjach, w których zmiany patologiczne nie są zbyt duże, a przede wszystkim są utrwalone, zaś ich wpływ na stan równowagi czynnościowej organizmu jest raczej nieznaczny. Metoda ta, jak zatem widzimy, idzie drogą zupełnie inną od powszechnie dotąd stosowanych. Staramy się, bowiem, jak już wspomniałem, oderwać mentalnie od dostosowywania człowieka do idealnego obrazu, respektując zastaną sytuację. Jeśli to, co stwierdzimy podczas badania ma jakiś sens biologiczny (a przeważnie ma!), zawsze staramy się zastany wzorzec doprowadzić do końca, a nawet przekroczyć jego granice i dopiero po skontrolowaniu ewentualnie istniejących rezerw przystąpić do realizacji działań terapeutycznych, i to jedynie absolutnie niezbędnych. Działamy przy tym niezwykle delikatnie, w myśl homeopatycznej zasady „podobne leczy się podobnym”, stąd też ortobionomia zwana jest niekiedy „homeopatią medycyny manualnej”. Stymulowanie autoregulacji poprzez wzmacnianie zastanych wzorców przynosi zazwyczaj zaskakująco dobre rezultaty terapeutyczne, a ponadto, ponieważ organizm podczas zabiegu w gruncie rzeczy sam się reorganizuje znajdując własną drogę do homeostazy, jest to jednocześnie proces o charakterze dydaktyczny, pozwalający mieć nadzieję, że uzyskane efekty będą trwalsze niż przy stosowaniu terapii nieuwzględniającej możliwości organizmu (i to pomimo tego, iż w czasie zabiegu fazy 4 pacjent pozostaje całkowicie bierny). Rozwinięciem takich zabiegów jest poprzedzenie ich metodą jeszcze delikatniejszą, jaką jest tzw. technika funkcjonalna (pozycyjno-relaksacyjna) wg Johnsona zwana obecnie również mobilizacją przez punkt neutralny. Zrozumienie jej wymaga kilka słów wyjaśnienia.

Musimy sobie przypomnieć, że ruch każdego stawu jest w każdej płaszczyźnie jego działania ograniczony przez dwie granice: zewnętrzną, czyli anatomiczną oraz wewnętrzną zwaną fizjologiczną. Granica fizjologiczna to ta, którą możemy osiągnąć pracą własnych mięśni, natomiast do osiągnięcia granicy anatomicznej konieczne jest działanie siły z zewnątrz. Odległość pomiędzy granicą anatomiczną a fizjologiczną stanowi margines bezpieczeństwa dla stawu, jako że przekroczenie granicy anatomicznej pociąga za sobą jego poważną traumatyzację w postaci zwichnięcia. Pomiędzy granicami fizjologicznymi, przeważnie w połowie odległości pomiędzy nimi (oczywiście w przybliżeniu) zawsze jednak bliżej zginaczy jako silniejszych, znajduje się punkt, w którym napięcia mięśni po obydwóch stronach stawu znoszą się wzajemnie. Punkt taki nosi miano neutralnego. W przypadku zablokowania jednego z kierunków ruchu stawu, po pewnym czasie organizm zaczyna traktować miejsce zablokowania jako nową granicę anatomiczną, zaś w odległości zapewniającej biologiczne bezpieczeństwo od niej powstaje nowa granica fizjologiczna, a także nowy punkt neutralny. Obserwacje grupy osteopatów amerykańskich kierowanych przez prof. Williama Johnsona wykazały, że jeśli palpacyjnie ustalimy lokalizację nowego punktu neutralnego i utrzymamy przez kilkadziesiąt sekund staw w tej pozycji, w większości przypadków zablokowań spowodowanych czynnikami mięśniopochodnymi, w tym szczególnie spowodowanych napięciami psychicznymi, co, zwłaszcza w przypadku kręgosłupa szyjnego, jest dość częste, staw stopniowo, małymi krokami powraca do pełnego zakresu ruchu. W stawach wieloosiowych oznacza to, oczywiście, konieczność odnalezienia punktów neutralnych dla wszystkich płaszczyzn ruchu jednocześnie, co wcale nie jest łatwe i wymaga dłuższego ćwiczenia. W przypadku ortobionomii odnalezienie punktu neutralnego łączymy ze specjalnie opracowanymi przez Paulusa pozycjami, typowymi dla określonych odcinków kręgosłupa, a wykonywanymi – jak wiemy – zgodnie z wzorcem zaburzenia. Wbrew pozorom metoda ta, w istocie swej bardzo powolna i spokojna, przy której terapeuta nie wykonuje właściwie prawie żadnych ruchów, jest niezwykle skuteczna. Wyniki jej są porównywalne z osiąganymi za pomocą klasycznych technik manualnych, są natomiast przeważnie o wiele trwalsze. Ponieważ nie jest tu konieczne wstępne rozluźnianie mięśni za pomocą masażu czy innych technik, czas zabiegu przeważnie nie przekracza 20 minut, jest, zatem często krótszy od typowego odcinkowego masażu grzbietu.


W sekcji O mnie znajdą Państwo potwierdzenie moich kompetencji i kwalifikacji jako licencjonowanego fizjoterapeuty. Zachęcam do pozostawienia opinii na temat mojej osoby po wykonanych zabiegach na moim profilu w Google+. W dziale Rehabilitacja, Terapia manualna, Chiropraktyka i Masaż leczniczy znajdą Państwo opisy poszczególnych zabiegów, jej historię oraz metody. W zakładce Zabiegi znajdą Państwo wszystkie wykonywane przeze mnie zabiegi w moim gabinecie.